środa, 9 października 2013

Rozdział Ósmy.

Zimne płytki dawały się we znaki po kilkugodzinnym siedzeniu na nich a charakterystyczny szpitalny odór drażnił moje nozdrza. Siedziałam na podłodze i czekałam aż jakiś lekarz poda mi jakiekolwiek informacje na temat stanu zdrowia mojego chłopaka. Moja sukienka była pognieciona i lekko zabrudzona,włosy potargane a buty byle jak położone obok mnie. W tamtej chwili nie obchodziła mnie żadna z tych rzeczy bo wielkie poczucie winy obciążyło moje serce i umysł. Gdybym potraktowała go inaczej nie napiłby się a jego organizm nie musiałby znosić takiej dawki alkoholu. Taka była wstępna wersja lekarzy lecz została zepchnięta na drugi plan gdy ujrzeli ślady na jego szyi. ''Został zaatakowany przez zwierzę''. To powiedziała policja lecz było to mało prawdopodobne. Fakt, szkoła znajduje się tuż obok lasu ale od ponad pięćdziesięciu lat jej istnienia, żadne zwierze nikogo nie zabiło. Powiedzieli również,że w taki sam sposób zginęli Larry i Margaret tylko,że Zac miał dużo siły i szczęścia by uciec temu mordercy . Stracił sporą ilość krwi ale żył. To było najważniejsze, miał szansę przeżyć. Lecz to było za mało dla dwóch osób - rodziców Zaca. Gdy dyrektorka ich o tym poinformowała wpadli w furie i zaczęli wyżywać się na mnie. Obwiniali mnie o to całe wydarzenie jakbym ja mu to zrobiła. Dopiero po dwóch godzinach pani Harris uspokoiła się i zasnęła na ramieniu męża,którego spojrzenie zabiłoby mnie gdyby potrafiło. Dochodziła szósta rano a moje wyczerpanie psychiczne i fizyczne narastało z każdą sekundą.
-Państwo Harris ? - zabrzmiał czyjś zachrypnięty głos przez co moje serce zabiło szybciej a oczy gwałtownie się otworzyły. Poderwałam się z miejsca a oni podeszli do starszego pana w białym fartuchu. Jego wyraz twarzy nic nie zdradzał przez co obawiałam się najgorszego.
- Tak, to my. - potwierdziła  jego mama. Przez stres jej głos zadrżał.
- Stan zdrowia państwa syna nie zmienił się. Wciąż jest nieprzytomny więc sugerowałbym by wrócili państwo do domu i odpoczęli a jeśli... - tłumaczył lekarz lecz pani Harris mu przerwała.
- Nie ! Nie zostawię mojego syna. - na samą myśl o tym zaczęła płakać.
- Proszę się uspokoić, płacz nic nie pomoże.
Stałam z boku i nerwowo bawiłam się rogiem sukienki. Wiedziałam,że skoro nawet rodzice Zaca nie mogą o zobaczyć, ja tym bardziej nie więc nawet nie próbowałam pytać.
- Ale co mu się stało ? - zapytał ojciec Zaca bardziej opanowanym tonem.
- Dokładnym śledztwem zajmuje się policja ale prawdopodobnie został zaatakowany przez wilka czy cś w tym rodzaju. - bełkotał mężczyzna.
Wilki ? Przecież byliśmy na balu...Co prawda szkoła znajduje się przy lesie ale zwierzęta nigdy nie atakowały ludzi. Lekarz w mgnieniu oka zniknął w korytarzu. 
- Kochanie, muszę iść do pracy. Daj znać jeśli czegoś się dowiesz. - powiedział Pan Harris do swojej żony i pocałował ją w czoło. Przeszedł obok mnie jakbym była powietrzem po czym skierował się ku wyjściu. Odprowadziłam go wzrokiem i spostrzegłam kobietę w czerwonych szpilkach zmierzającą w moim kierunku.
- Hej, mamo. - przywitałam ją gdy tylko stanęła na przeciwko mnie i objęła mocnym uściskiem.
- Hej, skarbie. Jak się czujesz ? - zapytała, pocierając moje zimne ramiona.
- Jestem trochę zmęczona. - westchnęłam.
- A co z Zaciem ? - zignorowała moją odpowiedź i zadała kolejne pytanie, patrząc to na mnie to na mamę mojego chłopaka lecz ta unikała naszych spojrzeń. Wzruszyłam ramionami i wzięłam głęboki oddech. Zapanowała kilkuminutowa cisza,którą przerwała moja mama kolejnym pytaniem. - Skoro jesteś zmęczona, może wrócisz do domu i odpoczniesz ? 
- Uhm..nie wiem, mamo. - zawahałam się. - Powinnam tu być.
- Twoja pomoc i tak jest tu zbędna. - odezwała się pani Harris, wywracając oczami. Chciałam jej coś powiedzieć bo nawet w takiej chwili nie potrafi mi nie docinać.
- Nie warto.- mama chwyciła mnie za ramie. Zrezygnowana podniosłam z podłogi swoje buty i torebkę po czym powoli skierowałyśmy się w kierunku drzwi.  Mijałyśmy różnych ludzi pogrążonych we własnych zmartwieniach. Cześć z nich nawet nie zwróciła na nas uwagi gdy inni mierzyli nas od stóp do głów za nasze nieodpowiednie stroje. Nie zwracałam uwagi ani na to, ani na to,że szłam boso po brudnej podłodze a potem po betonie aż do samochodu, w którym założyłam zwykłe tenisówki. Nie minęła minuta a już byłyśmy w drodze do domu. Dla zajęcia myśli włączyłam radio ale szybko tego pożałowałam bo jak na złość, na każdej stacji leciały smutne,miłosne piosenki przez co chciało mi się płakać. Po kwadransie dotarłyśmy na miejsce. Wyszłam albo raczej wyczołgałam się z samochodu i powoli weszłam do domu. Czułam się jakbym wróciła z kilkudniowej imprezy,w głowie mi huczało a każdy najmniejszy hałas wydawał się milion razy głośniejszy. Leniwie zdjęłam buty i rzuciłam je obok szafy.
- Odpocznij. - mama czule się do mnie uśmiechnęła a w jej spojrzeniu dostrzegłam empatię. Chciałam się uśmiechnął ale zamiast tego do moich oczu napłynęły łzy przez co mama mocno mnie przytuliła. Gdy tylko położyłam głowę na jej ramieniu po moich policzkach spłynęły łzy. - Sshh...Nie płacz. - powiedziała,gładząc ręką moje plecy. - Bądź silna, dla Zaca. - pocieszała mnie tak samo jak ja ją w rocznice śmierci taty.
- A co jeśli już nigdy go nie zobaczę ? - zapytałam szlochając.
- Nawet tak nie mów ! - odchyliła mnie tak,że patrzyłyśmy sobie w oczy. - Zac to silny chłopak, wyzdrowieje i wszystko będzie dobrze. Próbowałam w to uwierzyć ale nie mogłam. Wolałam przygotować się na najgorsze i nie doznać rozczarowania.Wysłałam mamie ostatni uśmiech i weszłam po schodach do swojego pokoju. Odłożyłam torebkę na biurko i od razu skierowałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro i skrzywiłam się na swój widok. Rozmazana mascara, wory pod oczami i potargane włosy a do tego oczy czerwone od płaczu. Zdjęłam sukienkę i weszłam pod prysznic. Gorące krople wody szybko zmoczyły moje ciało i włosy. Przez chwilę poczułam się odprężona ale do mojej głowy napłynęły złe wspomnienia z ostatniej nocy - On leżący na trawie ze śladami krwi wokół szyi i na koszuli. Ten łamiący serce widok zapisał się w mojej pamięci nim straciłam przytomność. Następne co pamiętam to ostre światło gdy obudziłam się w szpitalu. Przez pierwsze godziny była ze mną Jes i Justin,który nas tam przywiózł - wiem od Jasmine. Na prawdę miło z jego strony, ledwo się znamy a on troszczy się o mnie niczym wieloletni przyjaciel.Nie zorientowałam się gdy na moją twarz wkradł się uśmiech. Nie był to odpowiedni czas na myślenie o innym chłopaku ale cóż mogę a to poradzić ? Takich myśli sie nie kontroluje. Po długim oraz w miarę odprężającym prysznicu wyszłam z łazienki,założyłam czarne,dresowe spodnie z niskim krokiem zwężane w łydkach i stary t-shirt.  Z mokrymi włosami położyłam się na łóżku i przykryłam się  kocem. Czułam się wtedy tak samo jak miałam pięć lat i byłam chora a mama siedziała przy mnie i głaskała mnie po skroniach. Uwielbiałam gdy to robiła więc czasem udawałam chorą...Starałam się zasnąć w każdej możliwej pozycji ale moje myśli krążyły wszędzie i nie pozwalały mi odpocząć. Męczyłam się tak dobre 3 godziny aż w końcu poczułam pragnienie więc wyczołgałam się z łóżka i zeszłam na dół. W połowie drogi zatrzymałam się bo usłyszałam jak mama rozmawia z kimś przez telefon. 
- Jest zmęczona i co chwile płacze. - westchnęła do słuchawki. - Nie dziwię się bo w końcu w najważniejszy dzień życia jej chłopak trafił do szpitala. Najgorsze,że stało się to kilka dni po rocznicy śmierci jej ojca. Zacisnęłam wargi by nie płakać po raz kolejny tego ranka. Mama tylko mówiła co się stało ale wypowiedziane na głos przez kogoś innego boli bardziej. Odczekałam chwilę i weszłam do kuchni. Na mój widok na jej twarzy pojawiło się lekkie zdezorientowanie i zakończyła rozmowę szybkim pożegnaniem. 
- Z kim rozmawiałaś ? - zapytałam wyciągając z lodówki butelkę wody.
- Ze starą przyjaciółką. Przyjeżdża do Stratford i zatrzyma się u nas dopóki nie znajdzie mieszkania. Ma syna mniej więcej w Twoim wieku. - mówiła powoli, robiąc pauzę  jakby oczekiwała na moją reakcję ale jedyne co dostała to delikatne potakiwanie. 
- Okej - powiedziałam wesołym tonem i chciałam wrócić do pokoju ale mnie zatrzymała. 
- Rose ! Zaniesiesz zakupy pani Jenkins ? - zapytała wskazując na siatkę z zakupami na stole. 
- Pewnie. Pójdę się tylko przebrać. - odpowiedziałam szybko i weszłam po schodach. Przebrałam się w jasne jeansy,szarą bluzę i białe converse. Wzięłam z kuchni zakupy i wyszłam z domu kierując się do naszej sąsiadki. Pani Jenkins zajmowała się mną jak byłam mała a rodzice nie mieli czasu a nawet pomagała mamie gdy była ze mną w ciąży. Traktowałam ją niczym swoją babcię. Przeżyła już swoje lata i jej zdrowie nie jest najlepsze ale nigdy na nie nie narzekała i zawsze sobie sama radziła. Dlaczego tym razem było inaczej ? Zapukałam kilka razy do drzwi i weszłam gdy usłyszałam jej  ciepły głos zapraszający do środka. Siedziała na fotelu i oglądała jakiś serial w telewizji. 
 - Witaj kochanie. - przywitała mnie uśmiechając się do mnie. Wspominałam,że ona zawsze ma bardo ciepły ton głosu ? 
- Dzień dobry. Jak się pani czuje ? - zapytałam odkładając zakupy w kuchni. Mieszkała w małym domu ale jak sama twierdziła, wystarczał jej.
- Jestem zmęczona bo nie spałam całą noc. - westchnęła. - Ale nic poza tym.
- Dlaczego pani nie spała ? - zapytałam siadając obok niej. Gdy tylko się zbliżyłam zauważyłam wory pod jej oczami. Rozumiałam jak się czuła bo ja również miałam za sobą nie przespaną noc. 
- Martwię się. Sytuacja sprzed kilkudziesięciu lat się powtarza. - po raz kolejny westchnęła. Spojrzałam na nią pytającym spojrzeniem na co sięgnęła po stary album leżący na drewnianym stoliku naprzeciwko nas. Otworzyła go na jednej z pierwszych stron i przysunęła się do mnie bym mogła lepiej zobaczyć. - Poznajesz,prawda ? - zapytała wskazując na czarno białe zdjęcie jej męża,które pokazywała mi nie raz.
- Oczywiście. - zaśmiałam się lekko.
- Zginął ponad 60 lat temu. - na jej twarzy widniał uśmiech ale do oczu napłynęły łzy.
- tak mi przykro...Nie musi mi Pani tego opowiadać jeśli...
- Muszę. - podciągnęła nosem i wytarła łzy haftowaną chusteczką.  
- Z tego co wiem, Twój Zac jest w szpitalu przez pogryzienie wilków,prawda ? 
- Skąd Pani to wie ? - zapytałam bo od tego wydarzenia nie minęło 12 godzin a ona już wiedziała.
- Mówili w porannych wiadomościach. - zachichotała, wskazując na swój stary telewizor.
- Um..tak. Policja twierdzi,że to przez zwierzęta... 
- To samo twierdzili 60 lat temu gdy mój ukochany  został pozbawiony życia.- moje brwi uniosły się ku górze bo zaciekawiła mnie ta historia. - Dziesiątki lat temu w Stratford doszło do wielu krwawych morderstw.  Historia lubi się powtarzać. To jest dopiero początek Rosaline, początek końca.- mówiła z powagą.  
- A wiadomo kto był sprawcą tych morderstw ? - zapytałam na co przytaknęła. Trochę bałam się odpowiedzi ale może dowiedziałabym się kto chciał zabić Zaca. Pani Jenkins przewróciła kilka stron albumu i zatrzymała się na jakimś czarno białym zdjęciu.
- Oni. - powiedziała krótko. Na widok fotografii moje oczy momentalnie się powiększyły a po ciele przeszły ciarki. Przedstawiała dokładnie to samo co obraz w domu Justina - on, Dylan i reszta rodziny. 
- To nie możliwe. Ten chłopak chodzi ze mną do szkoły. - powiedziałam pokazując na Justina na zdjęciu.
- On jest najlepszy z najgorszych, Rose. - machnęła ręką.- Ale tego się bałam. Wrócili. - jej twarz pobladła a oczy zamknęły się.
- Kto wrócił ? - zapytałam wkręcona w tą historię.
- Wampiry. 
- Słucham ? - zaśmiałam się ale przestałam gdy otworzyła oczy i spojrzała na mnie surowo. - Przecież wampiry nie istnieją. 
- Istnieją i żyją wśród nas.- wywróciła oczami i znów zaczęła przewracać strony albumu aż znalazła kolejne stare zdjęcie. Przedstawiało coś w rodzaju zdjęcia klasowego. Od razu poznałam panią Jenkins i jej męża gdy mieli naście lat.Moją uwagę przykuły dwie osoby blisko nich. Sądziłam,że byli to przodkowie Justina i Dylan bo byli zaskakująco podobni ale jak wyjaśniła pani Jenkins, myliłam się. Kobieta twierdziła,że to oni ale to przecież nie możliwe żeby przeżyli ponad 60 lat nie zmieniając się ani trochę. 
- Ta trójka. - kobieta wskazała palcem na ''Justina,Dylan'' i jeszcze jednego chłopaka stojącego pomiędzy nimi,którego nie kojarzyłam na pierwszy rzut oka. - Są wampirami. Gdy wyjechali ze Stratford w 1950 roku myślałam,że widziałam ich po raz ostatni...Ale najwidoczniej wrócili. - mówiła z powagą,patrząc na zdjęcie. Lekko potakiwałam, nic nie mówiąc bo nie wierzyłam w tą historię. Pani Jenkins miała już swoje lata więc mogła pomylić fakty z fikcją. - Nie wierzysz mi.
- To nie tak,że Pani ni wierzę.. - zaczęłam się tłumaczyć ale przerwała mi.
- Rozumiem,że mi nie wierzysz i pewnie myślisz,że zwariowałam. Nadejdzie właściwy moment to zrozumiesz. - w jej głosie słyszałam rozczarowanie gdy zamykała album i chowała go do szafki obok kanapy.
- Pani Jenkins...- starałam się coś powiedzieć ale nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów.
- Rosaline, rozumiem. Też nie wierzyłam swojej babci gdy mi to opowiadała. - chciałam jej uwierzyć ale po prostu nie mogłam. Chyba nikt a moim miejscu by nie uwierzył. Wampiry to mit, tak jak wilkołaki,wróżki,wiedźmy, syreny czy krasnoludki.
- Muszę już iść. - powiedziałam skrępowana. Pani Jenkins uśmiechnęła się do mnie i pożegnała mocnym uściskiem.Wstałam i skierowałam się do drzwi. Gdy miałam zamiar wyjść usłyszałam cichy głos pani Jenkins wołający moje imię na co się odwróciłam.
- Uwierz.
Przytaknęłam lekko i wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi. Minutę później byłam już w swoim domu gdzie czekała na mnie mama z uśmiechem na ustach.
- Coś się stało ? - zapytałam na jej widok,który doprowadził mnie do śmiechu.
- Mam dla Ciebie dobrą wiadomość. - zaśpiewała radośnie. Podniosłam brwi na znak,że ma mówić dalej. - Dzwoniła mama Zaca. Obudził się.
- Na prawdę ? - Przytaknęła przez co jeszcze bardziej się uśmiechnęłam.
- Zawieść Cię ? - zapytała na co radośnie przytaknęłam i pobiegłam do swojego pokoju po najpotrzebniejsze rzeczy jak telefon czy pieniądze. Byłam strasznie zdenerwowana. Bałam się czy wszystko z nim dobrze i czy z tego wyjdzie. Musiałam jak najszybciej poznać odpowiedź więc momentalnie znalazłam się w samochodzie czekając na mamę,która jak zawsze się spóźnia. Z każdą minutą moje zdenerwowanie rosło. Po długim oczekiwaniu wreszcie przyszła i ruszyłyśmy w drogę. Przez cały kwadrans opowiadałam mamie co powiedziała mi pani Jenkins na co ta stwierdziła,że nie powinnam się tym przejmować bo to bzdury,które opowiadała już każdemu. Nie wiedziałam co myśleć o tej sytuacji ale chyba jednak moja mama miała rację. Uwierzylibyście w tą historią na moim miejscu ?
Po kwadransie podróży w stresie, mama wreszcie zaparkowała samochód na parkingu przed szpitalem. Szybko pokonałam dystans kilkudziesięciu metrów dzielący miejsce gdzie zaparkowała mama i budynek. Gdy przekroczyłam szare progi szłam jeszcze szybciej. Mijając znajomy już korytarz, moje tępo było porównywalne do biegu. Serce waliło mi niczym wielki dzwon a ręce strasznie się pociły z nerwów. Wreszcie stanęłam przed białymi drzwiami w numerem 125. Przyłożyłam swoją zimną dłoń do klamki i niepewnie otworzyłam drzwi. Był tam. Leżał na łóżku z zamkniętymi oczami i bandażami wokół szyi. Był strasznie blady, jakby już nie żył ale dzięki temu,że został podłączony do kardiomonitora* wiedziałam,że jest jeszcze nadzieja. Powoli podeszłam do łóżka i usiadłam na krześle postawionym obok. Po kilku chwilach chwyciłam jego dłoń. Była strasznie zimna ale to mnie nie odepchnęło. Irytujące pikanie urządzenia, stojącego tuż obok mnie i tykanie zegara dodawały tej sytuacji jeszcze większego napięcia. Czułam gule w gardle i kłucie w sercu gdy poczułam się bezsilna. Nie mogłam mu pomóc w żaden sposób. Przyglądałam mu  się dokładnie.Wiem,ze to nie odpowiednie myśli ale nawet tak zabandażowany wyglądał przystojnie...Nagle zaczął delikatnie mrugać oczami aż w końcu je otworzył i spojrzał na mnie. Jego brązowe oczy wreszcie spotkały się z moimi przez co na naszych twarzach pojawiły się uśmiechy. Oddechy Zaca były ciężkie i nierówne. Nie dość,że był blady to jeszcze posiniaczony i obolały...Ten widok łamał mi serce jeszcze bardziej.
- Hej kochanie, jak się czujesz ? - zapytałam delikatnie na co on tylko krzywo się uśmiechnął i mocniej schwycił moją rękę. Przez chwilę trwaliśmy w milczeniu przez, którą najwidoczniej zbierał siły by mi coś powiedzieć.
- Justin... - szepnął na co się przysunęłam by go lepiej słyszeć.
- Nie mówmy o tym teraz... - powiedziałam pośpiesznie by nie musiał się męczyć. Widziałam,że każdy najmniejszy ruch sprawia mu problem. Chłopak pokręcił głową i po kilku ciężkich oddechach znów próbował coś powiedzieć.
- On... - w pomieszczeniu rozległo się  znacznie głośniejsze pikanie przez co spojrzałam na kardiomonitor obok mnie,który wskazywał co raz szybsze bicie serca. Spanikowałam, nie wiedziałam co mam robić. Siedziałam w zupełnym szoku trzymając go mocno za rękę. - On jest...
- Zac, co...co się dzieje ? Pomocy ! - krzyknęłam w stronę drzwi by ktokolwiek mnie usłyszał i pomógł Zacowi,który zdobywał się na ostanie wdechy i słowa. Krzyczałam tak głośno jak potrafiłam ale nikt nie przychodził. Moje czoło oblało się zimnym potem a serce biło tak mocno jak nigdy dotąd.
- On jest wampirem. - powiedział ostanie słowa a na monitorze pojawiła się linia ciągła i zabrzmiał jeden,długi sygnał. Wydobył ze swoich płuc ostatni, głęboki oddech po czym opadł z sił na szpitalne łóżko rozluźniając nasz uścisk. Własnie w tamtym momencie na salę wbiegło kilka pielęgniarek ale było już za późno...Jedna z nich chwyciła mnie za ramiona i wyprowadziła z pomieszczenia. Byłam w tak wielkim szoku,że nie mogłam nic powiedzieć. Nie byłam nawet w stanie się rozpłakać. Kobieta posadziła mnie na metalowym krześle i próbowała wypytać co się stało lecz żadne z jej słów do mnie nie docierało. Gdy wreszcie szok ustąpił zaczęłam rozumieć co się stało...Do oczu napłynęły mi łzy,które rozmazały obraz stojącej przede mną pielęgniarki,mojej mamy i mamy Zaca. 
Czyżby historia Pani Jenkins była prawdziwa ?
~~~~~~~~~~~~
( *kardiomonitor, jeśli ktoś nie wie, to to )

Przepraszam,że tak długo nie było rozdziału ale nawał materiału w szkole i problemów rodzinnych....mam nadzieje,że zrozumiecie.W ramach rekompensaty rozdział 9 w przyszłym tygodniu :) 

INFORMOWANI -KLIK
PYTANIA- KLIK
WSZYSTKO INNE- KLIK
ily.
Your Little Vampire :)

KOMENTUJCIE  ♡ 


in

20 komentarzy:

  1. O kurcze, wydało się :O
    No ciekawa jestem co teraz zrobi Justin.

    @ameneris

    OdpowiedzUsuń
  2. rozpłakałam się :ccc

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejkuu jaki genialny :D Dobrze, że się dowiedziała. Teraz może z nim być :D:D
    Czekam na następny genialny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. A na końcu będzie z JB, który zmieni się i będzie dobry i żyli długo i szczęśliwie... KONIEC #Zmierzch

    OdpowiedzUsuń
  5. i tak nie lubiałam Zaca xD

    OdpowiedzUsuń
  6. DJFHDSKJVYVYWERTUIVWTYRU *-*

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow;o
    takiego zakończenia się nie spodziewałam...
    robi się coooraz ciekawiej :)
    z niecierpliwością czekam na nn! ;)
    @Swag_Marika97

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytam. Swietne. czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  9. Jej kocham to ! Rodział wspaniały i nie wiem czy dożyje do następnego ;****

    OdpowiedzUsuń
  10. O rany:O @LifeseverBiebs

    OdpowiedzUsuń
  11. ajsdahfjhdshfdjf boskie <333333

    OdpowiedzUsuń
  12. KOCHAM !!! Świetny rozdział :)
    Boziu.... Ona już wie ! Ciekawa jestem co dalej zrobi i , czy to Justin zaatakował Zacka ?!
    Tak strasznie jestem ciekawa co dalej !
    Czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie ma to jak wzorować sie na Zmierzchu ... Przecież to jest takie cool ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w którym miejscu ten rozdział jest podobne do zmierzchu ? :)

      Usuń